Cześć i czołem kluski z rosołem? A otóż nie, piszę o klasykach więc z kompotem! – klasyka na letnie dni tak jak i klasyczne auto kojarzące się z cieplym dniem.
Często słyszymy „kupił sobie coupe ze Stanów – zaczął mu się kryzys wieku średniego!”
Śmieszy mnie takie rozumowanie ludzi, kierowanie się schematami utarymi przez lata przez szpanerów o niskiej samoocenie. Najczęściej powodem tego, że ktoś kupił sobie sportowe auto w wieku 40-50 lat jest to że tyle w naszym kraju często trwa odłożenie na takie auto. Chociaż przy obecnych cenach wszystkiego pewnie ten wiek się przesunie.
Dlatego w tym jak i innych przypadkach gdy kogoś oceniamy warto podejść do tego z każdej strony bez stereotypów.
Lepszy według mnie 40 latek który zapracował na sportowego klasyka niż 20 latek „zawód? syn”
Inwestycja w auto klasyczne to również przejaw dojrzałości i pewnego rodzaju przewidywania rynku i lokowania pieniędzy w sposób lepszy niż mrożenie ich w bankach.
Na przykładzie Mercedesa r129 który na przestrzeni kilku lat podskoczył wartością o ok 40% można to potwierdzić. A może lepszym przykładem będzie rok 2008 gdzie za kwotę 20 000 złotych można było przebierać w ofertach.
W ostatnim czasie autem które znacznie poszybowało ze stajni Mercedesa jest c123.
Co do ósemki od BMW nie będę się wypowiadał ponieważ nie będę ukrywał, że nie jestem fanem marki i bardziej według mnie ceny szaleją przez ludzi a nie przez załugi tego modelu dla motoryzacji. Chociaż kokpit wyprzedzał swój rocznik i za to daję plus. A w kwesti e30 mogę znów nawiązać do 2008 roku gdzie bez cackania można rzec „wstyd było tym jeździć” i ceny nie przeskakiwały 5000 zł. Coupe w super stanie można było w 2012 roku w Niemczech kupić za 1500 Euro. Szok? Dla osób urodzonych po 2000 roku to pewnie ściema, ale tak było.
Podsumowując warto inwestować w Oldtimera/Youngtimera rozsądnie żeby nie spustoszył nam budżetu, ale też żeby dawał przyjemność z jazdy. Wsiadasz i odpoczywasz od codzienności przeżywasz coś innego niż wczoraj i dwa dni temu. Czujesz zapach wnętrza, mieszanki, sprężyny pod tyłkiem i świat pięknieje.
Raczej wychodzę z założenia, że nie ma okazji w klasykach. Albo ktoś ma spore problemy finansowe i na gwałt szuka pieniędzy, ale raczej jeśli ktoś kocha auto i wie co ma to będzie ostatnia rzecz którą sprzeda w takiej sytuacji.
Więc jeśli cos tanio kosztuje musi pochłonąć swoje prędzej czy później, raczej prędzej. Chyba że mamy „delorjan” i dziś przenosimy się do tego już męczonego 2008 roku i kupujemy 560sec to mamy dobry stan w dobrej cenie. Za 100000 zł kupujemy 4szt. Wracamy do 2023 i sprzedajemy za 300-400 tys zł i jest fajnie, fajniutko.
Ale dobra wracając do zakupu radzę przyjąc taktykę jak ja zabrałem kwotę która uwzględniała wady opisane przez właściciela + gdyby coś doszło z wad. I tyle ktoś chce 50tys – sorry gregory nie mam zostało w domu mówiłem ile mogę dać i wyraziłeś zgodę na spotkanie. Nie nie opon felg nie chcę. Dobijamy robimy jazdę podpisujemy i się rozjeżdżamy.
W trakcie pisania naszedł mnie kolejny bardzo ważny temat który może uciąć naszą inwestycję. Niezgodność z numerem VIN. Pamiętam jak szukałem w124 na codzień, a jak to mowi młode pokolenie „daily car”, znalazłem fajną sztukę w Radomsku. Po rozkodowaniu vin myślę hmm auto na codzień obok komina pojezdzi, ale ku..a lakier sie nie zgadza tapicerka też, czytam czytam kurcze to było taxi i nie ma nic z taxi wspólnego. I cała opowieść, że Pan jeździ 21 lat poszła sobie. Nie no gość dbał itp, ale czy on kupił napewno to auto i ktoś je jeszcze w Niemczech przerobił czy kupił auto w które wbito vin po taxi, które gdyby to była Polska oryginalną karoserię zgubiło by w lesie pod Radomiem.
Niezgodność vin i doprowadzenie do stanu zgodnego może stworzyć więcej problemu niż doprowadzenie w ogóle do jakiegoś stanu. Z tego co wiem w Polsce są auta których ponoć po vin nie zgadza się nawet rodzaj nadwozia sedan zamiast coupe itp.
Pozdrawiam.